Spektakl „Aida” w reżyserii Wojciecha Kępczyńskiego, który mogły obejrzeć klasy pierwsze naszego liceum w warszawskim Teatrze Roma, urzeka swym pięknem. Starożytny Egipt, będący tłem dla rodzącej się na oczach widzów tragicznej miłości tytułowej bohaterki i jej wybranka, od początku zachwyca. Odtwórcy głównych ról (Anastazja Siemińska-Aida, Marcin Franz-Radamez, Monika Rygasiewicz-Amneris) są idealnie dopasowani do odgrywanych postaci. Ogromną zaletą spektaklu są także znakomite utwory muzyczne w wielu gatunkach (pop, rock, reggae, blues,) w wykonaniu fenomenalnych wokalistów, których głosy ujmują swą głębią. Na pochwałę zasługuje również doskonała kompozycja klamrowa, bowiem sztuka rozpoczyna się i kończy sceną we współczesnym muzeum Egiptu. W surowym wnętrzu pośród piaskowych posągów stoi odwrócona majestatyczna postać potężnej Amneris w żywoczerwonym płaszczu, która następnie ożywa. Wśród tłumu zwiedzających turystów dostrzec można zafascynowanych eksponatami parę współczesnych turystów – przypominających do złudzenia głównych bohaterów miłosnej historii – Aidę i Radamesa. Jest to jedno z nielicznych nawiązań do współczesności, uniwersalizujące problem nieszczęśliwej miłości.
Ich uczucie jest od samego początku skazane na porażkę, bowiem niewolnica, w której zakochuje się odważny dowódca wojsk egipskich – Radames, jest w rzeczywistości księżniczką Nubii, państwa, z którym Egipt toczy wojnę. Na domiar złego jest on od dawna zaręczony z córką faraona – Amneris, która mimo że jest główną przeszkodą na drodze do miłości głównych bohaterów. Jednak rola ta nie wzbudza u widzów niechęci, a wręcz przeciwnie – sympatię. Jest ona szczególnie interesującą i wielowymiarową postacią: z pozoru szczebiotliwa trzpiotka, przywiązująca ogromną wagę do wyglądu zewnętrznego i lubiąca przykuwać uwagę wymyślnymi kreacjami, w głębi duszy jednak to wrażliwa kobieta, martwiąca się brakiem miłości ze strony narzeczonego.
Scenografia Mariusza Napierały zapierała dech w piersiach, mimo że ograniczała się głównie do prostokątnych bloków, które służyły za ekrany. Wizualizacje, na przykład mistycyzmu świątyni lub kojącej aury lasu, są zasługą Marcina Heinza. Ten minimalistyczny wystrój pomaga widzowi szybko przenieść się w nowe miejsce akcji oraz poczuć panującą w nim atmosferę. Jest to szczególnie istotne ze względu na dynamikę przedstawianej historii.
Zarówno choreografia, opracowana przez Agnieszkę Brańską, jak i kostiumy uszyte według projektu Doroty Kołodyńskiej, są udanym połączeniem mody egipskiej i współczesnej, np. biały strój Amneris podczas sceny w łaźni, uszyty z tkaniny przypominającej wzory starożytne w połączeniu z tenisówkami robi bardzo dobre wrażenie. Stylizacje podkreślają charaktery poszczególnych postaci: niebieski, prosty w swojej formie strój prawej Aidy; krwistoczerwony mundur walecznego i odważnego Radamesa oraz pstrokate, upstrzone kryształkami, pełne blasku kreacje czarującej Amneris. Ta ostatnia jest postacią dynamiczną, która z wiernego narzeczonemu oraz posłusznemu ojcu dziewczęcia staje się niezależną kobietą, co prawda jest też bezduszna i bezwzględna, ale to efekt jej złamanego serca. Co zostało zakomunikowane widzom poprzez symboliczną zmianę jej ubioru. Jej nowy strój wyrażał potęgę i moc odnośnie losu głównych bohaterów, którzy nieoczekiwanie w wyniku decyzji Amneris zastygają w miłosnych objęciach. Ekspresyjna i energiczna choreografia doskonale współgra z treścią śpiewanych przez aktorów kwestii, szczególnie widowiskowa były pełne rozpaczy sceny w obozie niewolników.
Uważam, że jest to inscenizacja godna zobaczenia szczególnie ze względu na wyraziste postacie i wspaniałych wokalistów oraz bardzo przyjemne dla oka efekty wizualne. Jest z jednej strony istną ucztą dla zmysłów, ale z drugiej udręką dla intelektu z powodu mało oryginalnej, dość przewidywalnej fabuły. Trudno też dopatrzeć się szczególnej głębi tekstów, co było wytknięte przez naszych kolegów. Podsumowując: Aida to widowisko spektakularne i efektowne, a także relaksujące. Zdecydowanie polecam – szczególnie dziewczynom.
Joasia Pióro ID